Strażanicy światła natury, ludzkiej duszy czy mrocznych tajemnic?

11:38 14 Komentarze



Sezon rekinów. Czas łowów, krwawych przypływów i gorączkowego oczekiwania na pojawienie się tych zdradliwych, a zarazem ekscytujących kreatur. Galen i Forest wychodzą z siebie próbując dopaść najgroźniejszego ze stad, polującego w okolicy Wysp Farallońskich. Bezsenność, niecierpliwość, skrupulatne notowanie każdego, nawet najmniej istotnego szczegółu towarzyszące na każdym kroku, wydają się nie mieć końca. Do czasu, aż nastaje…

Sezon wielorybów. Czas wielorybich pieśni niosący się tysiącami kilometrów bezkresnego oceanu. Śpiew, którego nie dosłyszy ludzkie ucho, a który stawia na nogi cały podwodny świat. Mick oczekujący na pojawienie się najwspanialszych waleni, samotne rejsy łodzią pośród stad, wynurzających się, żeby kichnąć, podrapać się, bądź po prostu zerknąć na otoczenie. Frustracja spowodowana niemożliwością ujęciach tych bestii w żadnym istniejącym kadrze.


Sezon fok. Olbrzymich, tłustych i nieporadnych ssaków, których celem życia jest walka o najwyższą pozycję w hierarchii stada. Nieustanne wylegiwanie się, kopulacja, konfrontacje. Focze szczenięta zagubione pośród skał przypominających dziurawy ser… Marnotrawienie czasu, zimowa hibernacja pozbawiona pożywienia i niecierpliwe oczekiwanie na pozostałe pory roku, podczas których słonie morskie ponownie przybiorą na wadze.  W kółko, aż po…

Sezon ptaków. Okres, w którym Lucy i Andrew obrączkują, liczą, obserwują i chronią gniazda, ogarnięci swego rodzaju szałem. Czas szczelnych stroi chroniących przed śmiercionośnymi mewami, kasków chroniących przed D.W.G (dziobnięcie w głowę), które stanowi ulubiony sposób atakowania ofiar, okres zapachu guana, które przesiąka przez każdą zamkniętą przestrzeń. Okres, podczas którego archipelag zamienia się w jeden wielki, pierzasty i skrzeczący stan wojenny.

Sześcioro biologów i Miranda, fotograf przyrody. Jedna skrzypiąca chatka, rozpadająca się stróżówka i latarnia morska. Bezkres morderczego oceanu, kilometry zdradliwych kamieni usypujących się spod stóp, wszechobecnego poczucia samotności i niebezpieczeństw czyhających na każdym kroku. Sekrety, podejrzenia, wrogość i śmierć…


Strażnicy światła to książka, która oprócz ciekawej historii przedstawionej oczami Mirandy, stanowi połączenie intrygujących portretów psychologicznych, surowości i piękna natury oraz setek filozoficznych pytań nasuwających się na myśl podczas czytania. Jest to powieść, która ukazuje nie tylko tajniki życia w samotności i odosobnieniu, ale również nieszablonowe zachowania bohaterów ogarniętych swego rodzaju letargiem.

Jedynym minusem znaczącą wpływającym na komfort czytania, jest nadmierny spokój i przerażająca obojętność Mirandy. Zachowanie głównej bohaterki wydaje się bardzo nienaturalne, momentami wręcz przerażające. Ponadto, subiektywne opisy pozostałych postaci pozwalają na obserwowanie zarówno ich jak i biegu wydarzeń jedynie z perspektywy głównej bohaterki, co zaburza możliwość obiektywnej oceny sytuacji i powoduje swego rodzaju konsternację. Jednakże, pomijając ten (jak sądzę) celowy i psychologiczny zabieg, Strażnicy światła to książka, którą warto przeczytać, nawet jeśli nie należy do gatunków, z którymi obcuje się na co dzień. 

Za książkę dziękuję portalowi:

... ukoić zgiełk świata na Wyspach Owczych?

13:15 6 Komentarze



Trylogia Vestmanna autorstwa Remigiusza Mroza pod pseudonimem Ove Løgmansbø wywołała do tej pory mnóstwo kontrowersji w czytelniczym światku. Niewiadomą pozostaje powód sporów między miłośnikami literatury, jednak podejrzewam, że dotyczy ona jednej z dwóch kwestii: pisania pod pseudonimem, którego ujawnienie stanowiło błyskotliwą kampanię reklamową, bądź rosnącego dorobku autora, który książki zdaje się produkować.

Swoją przygodę z Wyspami Owczymi rozpoczęłam od środka, a mianowicie od Połowu. Jak już wspomniałam, styl autora pobudza wyobraźnię powodując, że przed oczami widzimy wyjątkowo ponure obrazy ukazujące archipelag wysp wulkanicznych położony z dala od cywilizacji. Niestety oczekiwałam ociekającego krwią kryminału, który będzie przyprawiał o dreszcze, a zamiast tego, książka zapewniła mi dużą dawkę humoru oraz kilka godzin intensywnych rozmyślań nad potencjalnymi rozwiązaniami sprawy. Mimo drobnego zawodu, drugą część cyklu zaliczam do książek, do których kiedyś na pewno wrócę.


Po kilku miesiącach miałam przyjemność sięgnąć po Prom, który został wydany w otoczce gorączkowych debat, kłótni i zachwytów nad prawdziwą tożsamością Ove Løgmansbø. Tym razem natknęłam się na prawdziwą mieszankę wybuchową. Trzeci tom wywarł na mnie spore wrażenie poruszając bardzo aktualne kwestie. Prom sprawia wrażenie książki, która oprócz zapewnienia kilku godzin wybornej rozrywki, ma na celu wstrząśnięcie czytelnikami. Właśnie dlatego byłam niezmiernie ciekawa pierwszej części, do której zabrałam się… pod koniec podróży do Wysp Owczych! Myślę, że większość czytelnikom zna ogólny zarys historii, jednak dla tych, którzy nie mili okazji zapoznać się z Farerami, postaram się w skrócie przytoczyć treść Enklawy.

W zamkniętym społeczeństwie Farerów, żyjących z dala od codziennego zgiełku, dochodzi do tajemniczego zaginięcia nastoletniej szczypiornistki. Po kilku dniach ciało zostaje odnalezione, jednak sprawa zaczyna się komplikować. Do śledztwa zostaje przydzielona duńska policjantka, która po raz pierwszy zmierzy się z własnym śledztwem. Sielankowe życie garstki mieszkańców okazuje się pozorem, demony przeszłości powracają ze zdwojoną mocą siejąc zamęt i niepewność, a mroczne sekrety odseparowanych Farerów zaczynają wychodzić na jaw. Czy Katrine Ellegaard sprosta zadaniu? Czy uda jej się rozwiązać zapętlającą się zbronię?


Remigiusz Mróz wprowadza czytelników o odizolowane społeczeństwo, którego członkowie sprawiają osobliwe wrażenie. Mroczna otoczka Wysp Owczych, niepokojące obrazy przytaczane przez bohaterów oraz usilne dążenie do amerykanizacji poglądów i stylu życia sprawiają, że pierwszy tom trylogii nie jest jedynie kryminałem, w którym jedyną przyjemność sprawia dociekanie prawdziwej tożsamości przestępcy. Autor zgrabnie opisuje problemy mniejszości, która wierząc w często nieuzasadnione zabobony próbuje przyspieszyć bieg czasu. Jednak nie zawsze wszystkie zmiany wychodzą na dobre, a nieustępliwość i nieświadomość mogą prowadzić do tragedii.

W moim przypadku Enklawa naświetliła mi historię kilku wątków poznanych w dwóch pozostałych tomach rysując ciekawie skonstruowany schemat, który potrafi zadziwić. Chociaż kolejność czytania tomów nie ma znaczenia, chętnym polecam zaczęcie od początku, dzięki czemu wszystkie elementy historii wskoczą na swoje miejsce w odpowiednim momencie. Bardziej ciekawym lub nie do końca przekonanym, polecam zapoznanie się z Enklawą, której finał wprawia w osłupienie ;)



 Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

Zapraszam na fanpage Favouread:

Flora, odwagi! Bądź sobą, bo wszyscy inni są już zajęci... ;)

16:24 8 Komentarze



Gdzie jestem? Co ja tutaj robię? Jak się tu znalazłam? Tysiąc pytań pcha się do mojej głowy, jednak na żadne nie potrafię odpowiedzieć. Zerkam w dół i widzę białą sukienkę i żółte buty. Mój strój jest elegancki. Po co mi elegancki strój? Chyba jednak nie podobają mi się te buty… Patrzę na swoje ręce i widzę napis Flora, odwagi! Tak, muszę być odważna, muszę zorientować się gdzie jestem i co ja tutaj robię.

Nazywasz się Flora Banks. Masz 17 lat i mieszkasz w Penzance w Kornwalii. Kiedy miałaś dziesięć lat, w twojej głowie pojawił się guz, który usunięto, gdy miałaś lat jedenaście. Razem z guzem zniknęła część twojej pamięci. Cierpisz na AMNEZJĘ NASTĘPCZĄ. Możesz utrzymać myśli i wspomnienia w pamięci przez kilka godzin, potem je zapominasz. Kiedy to się dzieje, czujesz się zagubiona. To normalne w twoim wypadku, nie przejmuj się tym. Kiedy pojawia się uczucie zagubienia, musisz przeczytać notatki, które robisz na rękach, w notesie, telefonie i w tej książce. Wszystko będzie dobrze!


Telefon, notes, długopis i miejsce na rękach. Tylko tyle potrzebuję do przetrwania. Nieważne, że moja pamięć zawodzi. To, że co parę godzin budzę się jak niedźwiedź, który za długo spał i nic nie pamięta nie ma znaczenia. Wiem gdzie mieszkam, po chwili namysłu wiem jak się nazywam i co mi jest. Mogę wszystko, wystarczy, że będę odważna.

Podczas kolejnego nieplanowanego spaceru między półkami znalazłam przepiękną książkę, której okładka zawładnęła moimi myślami. Jedyne wspomnienie Flory Banks, cóż za intrygujący tytuł! Opis na okładce wydaje się tak rzeczywisty, że aż nierealny. Historia Flory urzekła mnie od pierwszego przeczytania, a szata graficzna sprawiła, że mój portfel zaczął prosić o litość. Muszę przyznać, że bez skrupułów zostawiłam książki, które czytałam dotychczas i postanowiłam zagłębić się w historię Flory Banks.

Emily Barr opisuje historię dziewczyny uwięzionej jednocześnie w przeszłości i  teraźniejszości. Nie mogąc wpłynąć na chorobę, która atakuje znienacka, Flora Banks uczy się życia na własny, niepowtarzalny sposób.  Bezbronność, bezradność, naiwność, odwaga, determinacja i optymizm to przymiotniki, które idealnie oddają charakter głównej bohaterki. Nie zważając na bezradność wobec nieuleczalnej przypadłości, Flora czerpie z życia pełnymi garściami. Bezbronność, która zastaje ją co kilka godzin, napędza ją niczym huragan, który niszczy wszystko na swojej drodze. Naiwność spowodowana nieprzystosowaniem do funkcjonowania w pędzącym świecie sprawia, że dziewczyna jest szczera, uczciwa i pełna dobroci, która w dzisiejszym świecie jest wartością znikomą. Odwaga i determinacja w dążeniu do wyznaczonych sobie celów sprawiają, że postać wykreowana przez Emily Barr staje się idealnym wzorem do naśladowania (jednak z umiarem!).


Jedynym minusem, który rzuca się w oczy już od pierwszych stron jest (moim zdaniem) zbędny pośpiech, przez który historia wydaje się nieco urywana. Wątki, które przyciągają uwagę kończą się tak szybko jak się zaczynają. Ważne elementy historii zostają raptownie ucięte, a intrygujące części fabuły nikną w ogólnym pośpiechu, który wkradł się w styl autorki. Jednakże może to być przemyślany zabieg mający na celu pokazanie świata z perspektywy Flory, dotkniętej rzadką przypadłością. Pomimo wielu pominięć i niedopowiedzeń, dalszej część historii nie zakłócają żadne braki i niedociągnięcia, a napierająca tempa fabuła zaskakuje w każdym rozdziale.

Zabawna, pouczająca, wartościowa i relaksująca. Tak opisałabym Jedyne wspomnienie Flory Banks. Mimo, że jest to książka zaliczana do literatury młodzieżowej, uważam, że historia napisana przez Emily Barr zrobi wrażenie również na nieco starszych i bardziej wymagających czytelnikach. Chociaż momentami wrażenie „dziecinady” rzuca się w oczy i wpływa na postrzeganie fabuły, po przeczytaniu całości na jaw wychodzi zamysł stosowania zabiegów tego typu.


Mam nadzieję, że niedosyt i brak całkowitego zamknięcia historii, które poczułam po zakończeniu tej przyjemnej lektury bierze się z potrzeby zachowania pewnych elementów na poczet kolejnej części!  Liczę na to, że uda mi się spotkać Florę Banks po raz kolejny.

Moi drodzy zapraszam Was na fanpage Favouread: