Niepewność jest przekleństwem...

19:46 2 Komentarze




Niewiedza jest błogosławieństwem, a niepewność przekleństwem. — Ove Løgmansbø
                Raz do roku społeczność Wysp Owczych zamienia się w bestie. Najstarsi mieszkańcy opuszczają swoje chaty jedynie po to, żeby uczestniczyć w brutalnym mordzie, którego dokonuje się podczas grindadrap. Przelew krwi nie robi na nikim wrażenia, a zapasy zgromadzone dzięki polowaniu na walenie wystarczają ludności na długie miesiące. Podczas tegorocznych łowów mieszkańcy Vestmanny odkrywają przerażającą zbrodnię, która na dobrą sprawę nie różni się od innych, obecnych w wielu krajach. Jednak, fakt, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, nie popełniono tam żadnego morderstwa, które uszłoby komukolwiek płazem, komplikuje całą sprawę. Do śledztwa zostaje przydzielona duńska jednostka policyjna, która oprócz tajemniczej czaszki, będzie musiała zmierzyć się z niechęcią mieszkańców, bolesnymi wspomnieniami oraz długo skrywanymi sekretami. Czy lojalność wspólnoty może być na tyle silna, żeby ukryć zbrodnię z przed ponad trzydziestu lat? Czy najwięksi podejrzani rzeczywiście nie mają z tym nic wspólnego? Czy miłość przezwycięży ból, kłamstwa i poczucie zdrady?
                Już od pierwszych stron, wyobraźnia podsuwała mi wyjątkowo ponure obrazy ukazujące archipelag wysp wulkanicznych położony z dala od cywilizacji. Dawno skrywane tajemnice, zbrodnie i strach, czyli codzienność zamkniętego społeczeństwa Farerów, żyjących w nienawiści do reszty świata, przedstawiona została na tyle wyraźnie, że całość przywodzi na myśl jeden z seriali kryminalnych. Autor podsuwa nam obraz za obrazem, myśl za myślą, które idealnie komponują się w jedną całość współgrając z naszą wyobraźnią. Pomimo iż wcześniej nie miałam okazji zetknąć się z twórczością Ove Løgmansbø, nie odczuwałam żadnych strat w wątkach osobistych bądź w całej historii, która wyraźnie nawiązuje do poprzedniej części. Mój stosunek do bohaterów pozostał obiektywny, nie zważając na ich przerażającą przeszłość, która rzuca nieco światła na zachowanie całej wspólnoty.
                Całość napisana jest spójnie, przejścia między wątkami są gładkie, a chronologiczna kolejność rozdziałów pomaga w dokładnym śledzeniu wszystkich wydarzeń. Tłumaczenie nie pozostawia wiele do życzenia. Pomimo wielu terminów związanych z odmienną kulturą krajów Skandynawskich, czytelnik nie ma większych problemów ze zrozumieniem danych pojęć, które zostały dokładnie wytłumaczone w tekście. Jedynym utrudnieniem jest pojawienie się wielu duńskich nazwisk oraz nazw miejscowości, które na początku trudno było przeczytać i przyswoić.
                Sięgając po Połów, oczekiwałam ociekającego krwią kryminału, który będzie przyprawiał o dreszcze. Zamiast tego, książka zapewniła mi dużą dawkę humoru, kilka godzin intensywnych rozmyślań nad potencjalnymi rozwiązaniami sprawy oraz zaskoczenie wieloma wątkami, które wyraźnie odróżniają tę historię od innych tekstów tego gatunku. Połów czytało się szybko, przyjemnie i z zaciekawieniem, pomimo, że fabuła nie należy do najbardziej porywających. Polecam każdemu, kto ma ochotę na chwilę odprężenia i zabawę w Sherlocka Holmesa. Najlepszą zachętą jest dewiza, że najlepsze zawsze zostawia się na koniec, co zdarzyło się również w tym przypadku! Nie zdradzę nic więcej, więc chyba musicie przeczytać, żeby sprawdzić czy mam rację ;)

Moja ocena: 6/10


Za książkę dziękuję portalowi Granice.pl! 


2 komentarze

Skomentuj
19 grudnia 2016 20:11 delete

Zagadka morderstwa w małej społeczności zawsze jest ciekawa. Wezmę ten tytuł pod uwagę, kiedy będę szukać kolejnego kryminału :)

Odpowiedz
avatar
Unknown
AUTOR
19 grudnia 2016 20:28 delete

Tylko ostrzegam, że nie jest to typowy kryminał, ale i tak warto ;)

Odpowiedz
avatar